Postawiłem koniki w nowym miejscu na polu, razem już z Szetlandką obok..pod wieczór zauważyłem, że Pako cały w bąblach pod skórą, takie jakby twarde guzki, a między przednimi nogami aż fałdy..stał osowiały, nie pasąc się.. potem nawet położył się na boku z wyprostowaną szyją, jak chory..
Wziąłem Sułtana, zaprowadzić do boksu, Pako wstał i poszedł za nami..w boksie 'ożył'..zaczął jeść jabłka, pić wodę..dałem mu garść węgla drzewnego..wchłania wszystkie szkodliwe toksyny..
Wyglądało jakby wszedł w pokrzywy i się poparzył..jedni mówili, że mogło to być ukąszenie przez szerszenia, albo nawet i żmiję, lub uczulenie na coś..
Obejrzałem dokładnie z latarką nogi, czy nie ma śladu, krwawienia i spuchnięcia od żmii, ale nic nie znalazłem..
Wpuściłem Szetlandkę do boksu razem z Fiordami, ale zaraz musiałem rozdzielić, bo Sułtan zaczął ją kopać..poszła za bramkę na wybieg :)
O północy poszedłem sprawdzić jak z Pako, i już bąbli nie było, znikły :)
Na drugi dzień zrobiłem mu na żołądek kleik z płatków owsianych, siemieniem lnianym, buraczkami, wapnem, i jabłkiem..powąchał tylko..Sułtan też..Dina to samo..dopiero Saba zjadła :D
Maluchy znalazły sobie nową polankę pod lasem..
W między czasie Pako wyprostował następną złączkę ..
i rozerwał kolejny karabińczyk